My motocykliści kategorii BE

Wejście w życie ustawy umożliwiającej prowadzenie motocykli o pojemności do 125 ccm z uprawnieniami na kategorię B jakoś przeszło obok mnie… nie zwróciłem specjalnie na to uwagi. Zajęty swoimi sprawami nawet nie zdawałem sobie sprawy, że stało się coś ważnego co może wpłynąć na moje życie…

W zasadzie po raz pierwszy przeczytałem o tym gdy na facebook’u pojawił się wpis mojego znajomego ze sceny (znanego wokalisty rockowego) ze zdjęciem pięknego choppera i tekstem „wreszcie mogę go mieć”. Oczy zabolały od błysku pięknych chromów, a muskularna sylwetka motocykla zdawała się kipieć mocą… już słyszałem ten pomruk silnika, już widziałem wiatr we włosach … (swoją drogą z tym wiatrem to troche słabo z kaskiem na głowie … prędzej komary na zębach…). Pobieżna lektura wpisu kolegi muzyka wzbudziła moje osłupienie. Po pierwsze, dowiedziałem się, że ja z moim 24 letnim stażem jako kierowca samochodu mogę przesiąść się na motocykl. Po drugie – to co zobaczyłem na zdjęciu to był Junak o pojemności 125 ccm… pół szklanki w dwóch cylindrach 🙂

Przyznam się, że od razu zapaliłem się do tego pomysłu i zachorowałem na tą maszynę… niestety tak jak szybko przyszła fascynacja moim wersją harleya (sic!), tak też szybko mój zapał się ostudził… Pierwsza sprawa to sam model motocykla okazał się chińską produkcją oplutą w internecie pod kątem jakości wykonania… Kolejna to fala hejtu prawdziwych motocyklistów na tych z drugiej kategorii …

– zabawa zaczyna się od litra

– pierdzikółka wyp….ć z ulic

– teraz wzrośnie liczba wypadków z udziałem motocyklistów

itd…

Do serca wziąłem sobie tylko ostatnią kwestię, czyli bezpieczeństwo i mój kompletny brak doświadczenia w jeździe na innym niż rower jednośladzie. Nie zwracając specjalnej uwagi na zachęcające komentarze znajomych w stylu: „przecież to tak jak na rowerze” (zachęcające bo rodzina raczej zamarła z przerażenia) wykupiłem sobie jazdy na Hondzie CBF125 i po 15h na placu i w mieście, zmotywowany przez instruktora „no albo teraz robisz kat A albo kupujesz 125tkę i jeździsz już sam 🙂 ” nabyłem moto…

Ale w sumie to nie o tym chciałem napisać 🙂 Asumptem do napisania tego tekstu była zabawna historia, która spotkała mnie wczoraj… otóż zaparkowałem swoją służbową puszkę (tak tak … do pracy jeżdżę samochodem :((( ) pod sklepem spożywczym gdzieś w północnej części Warszawy, patrzę a nieopodal stoi motocykl, który w zasadzie spowodował moje zainteresowanie tematem. Rzeczona maszyna, żywcem wzięta ze zdjęcia znajomego, Junak M11 125 stał w odległości 20 metrów od mojego samochodu. Podszedłem i westchnąłem. Ten motocykl naprawdę ładnie wygląda… może to tak jak z francuskimi samochodami jest, które lepiej wyglądają niż jeżdżą 🙂

Stoję i kontempluję, automatycznie porównując Junaka z moim moto (mimo wszystko wyszło na plus dla Hondy – oczywiście wizualnie bo mechanika, silnik i jakość wykonania są raczej nieporównywalne i byłoby niesprawiedliwie dla Junaka, żeby stawiać go w takiej konkurencji). No więc stoję, a za mną słyszę kroki. Odwracam się i widzę mężczyznę odzianego w skórę. Na głowie otwarty kask (czarny, połyskliwy orzeszek). Buty z klamrami i ostrogami. Wszystko dzwoni i groźnie wygląda. Gość podchodzi i mierzy mnie nieprzychylnym wzrokiem, na zasadzie „walę w pysk itd….”.

Ja, jako że z natury jestem uprzejmy i otwarty do ludzi, uśmiecham się i chcąc nawiązać dyskusję jak motocyklista z motocyklistą mówię:

– Piękna maszyna … jaka to pojemność?

Motocyklista najpierw pokazał banana na twarzy ale słysząc końcówkę mojego pytania nieco się stropił… ale tylko na moment bo po chwili hardo odpowiedział:

– Rzędowa sześćsetka… – po czym wsiadł na motocykl, odpalił go (silnik zapiszczał) i chwiejnie ruszył włączając to jeden to drugi kierunkowskaz i przez moment trąbiąc sygnałem (pewnie chciał wyłączyć kierunek)… po Junaku i jego właścicielu został jedynie smród spalin i szarawy dymek z wydechu …

Pokiwałem głową i poszedłem w swoją stronę rozmyślając o tym, że ten człowiek chyba nie potrafi czerpać przyjemności z jazdy na motocyklu…. musi sobie i innym ciągle coś udowadniać… że nie jest motocyklistą drugiej kategorii, kategorii B

Ja przyjąłem kompletnie inne podejście. Moje moto, ze względu na gabaryty zwykle, przez nieobeznanych (a nawet czasem przez tych obeznanych) z motocyklizmem jest brane za większą maszynę. Zawsze ale to zawsze koryguję te pomyłki podając właściwą pojemność. Zazwyczaj następuje zdziwienie, rozbawienie i fajna rozmowa…  .

Nie muszę niczego udowadniać, nie czuję się gorszy pomimo, że mam świadomość własnych mizernych umiejętności (chociaż jest już coraz lepiej). Jazda na 125tce to mój wybór! Wybór świadomy i przemyślany… a reszta jest milczeniem 🙂 … chociaż można też mówić o tym tak jak np. w tym moto vlogu  :))))

Dodaj komentarz